Strona główna
 
Notatka ze wspomnień Pana Jacka Tomaszewskiego
W 1943 r. w Sylwestra zostałem zaprzysiężony w Oddziałach Szturmowych Szarych Szeregów. Przeszedłem najpierw szkolenie, kursy dywersji, jednocześnie uczestnicząc w akcjach tzw. „Małego Sabotażu”.

OS`y w połowie 1943 r. zostały przeformowane w batalion. Po śmierci naszego kolegi i komendanta Tadeusza Zawadzkiego pseudonim „Zośka” w sierpniu 1943 r. batalion otrzymał nazwę „Zośka”. W marcu 1944 r. zostałem służbowo przeniesiony do batalionu „Parasol” i z „Parasolem” doszedłem do powstania. Po ciężkich walkach na Woli batalion przeszedł na Stare Miasto. Ok. 10 sierpnia zgłosiłem się na ochotnika do służby obserwatora na wieży Kościoła Garnizonowego i odkomenderowany do dyspozycji sztabu płk Ziemskiego Dowódcy obrony Starego Miasta.

Tym sposobem od godziny 6 rano do 18 wieczorem siedziałem na prawej wieży dzisiejszej Katedry Wojska Polskiego. Wieża nie miała schodów, ze sklepienia nawy przechodziło się do wieży i po drabinie - około 6, 7-metrowej do belek, na których wisiał dzwon. Widziałem z tej wieży bardzo dokładnie bardzo dużą cześć Warszawy, poprzez Pałac Rzeczypospolitej, poprzez morze ruin getta, aż do Cmentarza Powązkowskiego. Widać było Dworzec Gdański, który był w rękach Niemców i Żoliborz, który był w naszych rękach. Pofalowane morze gruzów to getto, bo Niemcy wysadzali przy likwidacji getta pieczołowicie budynek za budynkiem.

Musiałem opisywać i szkicować wszystko: stanowiska niemieckie i polskie i ich przesunięcia, naloty, burzone domy. Zaznaczyć, gdzie się coś waliło, a w innym miejscu paliło. Miałem wtedy już prawie 18 lat. Miałem lornetkę i gońca, który biegał z tymi moimi szkicami i opisami do dowództwa, co godzinę. I było tak 7 lub 8 dni. Przeżyłem tam wiele nalotów. Niemcy latali tak nisko, że widziałem twarze pilotów i odrywające się bomby. Nadlatywali najczęściej od strony Żoliborza. Tylko wieża się potem chwiała, nawet dzwon dzwonił. Wszystko się chwiało.

Oni nigdy tego kościoła nie trafili, ani z dział, ani z samolotów, nie wiem, jakim cudem. Poza tą jedną wieżą….. którą w końcu trafili. Pod murem Cmentarzem Powązkowskim stały sześciolufowe miotacze min. Właśnie taka mina zapalająca uszkodziła wieżę.

Człowiek ma fizjologię. Od czasu do czasu musi zejść i zrobić siusiu. Wracałem właśnie na wieżę, gdy na 2, 3 stopniu usłyszałem nad sobą szum i ten huk. Wykonałem rozpaczliwy skok w tył i ocalałem. Ten chłopiec, goniec zginął. Miał 17 lat. Znacznie był ode mnie młodszy….

Wojna bardzo zmienia człowieka. To był kolejny rok wojny. Myśmy byli już wtedy znacznie starsi. Dojrzewa się w takich czasach nieprawdopodobnie szybko. Myśmy byli już 25 letni mniej więcej. Może nawet i jeszcze starsi. Jeśli człowiek żyje w ciężkich warunkach to albo zostaje zerem, albo żołnierzem pierwszoliniowego szturmowego batalionu.

Po wojnie. Poszedłem na gruzy fabryki założonej jeszcze przez mego pradziadka Jana Serkowskiego przy ulicy Nowolipie w 1867 roku na Woli. Fabryka w czasie okupacji niemieckiej była w obrębie getta. Zostały z niej jedynie gruzy. Na Żelaznej parę domów stało. Na rogu Nowolipia i Żelaznej częściowo ocalał zrujnowany klasztor sióstr zakonnych. Siostry zakonne zaczęły od razu działać. Ocalał również Szpital św. Zofii, stacjonował w nim oddział SS.

Tramwaj na Żoliborz już szedł ze Śródmieścia, ale to była wyrąbana droga w gruzach. Postawiono słupy, trakcje i tramwaj jeździł. Za wiaduktem, za Dworcem Gdańskim – tam się zaczynało częściowo spalone i zburzone, ale miasto. Do placu Bankowego to się jechało przez gruzy. Warszawa zaczynała odżywać. Życie kwitło w parterowej Warszawie.

Rodzina mej matki osiadła na Woli w połowie XIX wieku i żyła tam i pracowała do 1939 roku. Ja i moja siostra urodziliśmy się na Woli w Szpitalu św. Zofii. Parę moich akcji w „Zośce” i „Parasolu” miało miejsce na Woli. Początek powstania na Woli. Przy końcu mojej życiowej ścieżki też na Woli. Mieszkam na Anielewicza.

Opowiada żołnierz Zośki i Parasola, Pan Jacek Tomaszewski.
 
 
wolska bajkapowstancza wolaNasza Chłodnaparki wolikurier