Strona główna
 
Obrona młyna Michlera
W Powstaniu Warszawskim walczyła m.in. Armia Ludowa. W piwnicach budynku przy ul. Obozowej 76 urządzono Centralne Laboratorium Uzbrojenia. Mobilizacja AL na Woli nastąpiła 1 VIII. Dowodzili tu por. Stach – Zbigniew Paszkowski (1-5 VIII) i mjr. Ryszard – Bolesław Kowalski (6-7 VIII). Walczyły tu m.in. 1 i 2 batalionu AL „Czwartacy”.

Kwatery zgrupowania mieściły się w fabryce „Wola” przy ul. Młynarskiej 29 i ul. Gibalskiego 9. Por. Paszkowski podporządkował oddział komendantowi obwodu AK Wola. Wraz z OW PPS bronił barykady i rejonu skrzyżowań ul. Młynarskiej z Wolską i Górczewską. Dowództwo AK wzmocniło ich plutonem 1 kompanii batalionu „Parasol”. Podczas obrony młyna Michlera „Czwartacy” stracili dowódcę Lecha Matawowskiego i Janka Władymirskiego (8 VIII zostali spaleni żywcem z całym szpitalem przy ul. Leszno). Barykada przy Wolskiej padła 5 sierpnia.

Żołnierze przeżywają te wydarzenia do dziś. Jednym z nich jest walczący w batalionie AL Czwartacy, „Jurek” – Jerzy Kurzela. Brał udział w walce o młyn Michlera. Kombatant po latach spisał swoje przeżycia.

Grupa w składzie: „Gutek” – Gustaw Kurzela, „Janek” – Jan Łuczak, drugi „Janek” – Janek Władymirski, i ja, którą dowodził „Karlik” – Tadeusz Karlicki, otrzymała rozkaz obsadzenia młyna Michlera przy ul. Wolskiej 42, vis à vis fabryki Franaszka. Była to kamienica 5-piętrowa, położona w głębi podwórza, a od ul. Wolskiej ogrodzona drewnianym parkanem. Jeden z jej narożników wychodził na Wolską, co stwarzało dobre warunki do walki.

Przy ul. Wolskiej stały dwie kamienice murowane, które chroniły nas przed bocznym ogniem z czołgów lub ogniem piechoty, zmuszając nieprzyjaciela od ustawienia się naprzeciw nas. Z drugiej strony ulicy kamienice oddalone były jedna od drugiej ok. 70-80 m, tworząc pole ostrzału o tej szerokości. Chyłkiem, biegnąc jeden za drugim pod murami domów ul. Młynarską w kierunku Wolskiej, dobiegliśmy do jednej z kamienic, w której były poprzebijane przejścia w piwnicach. Tą drogą dotarliśmy do młyna Michlera.


„Czwartacy” na Żoliborzu. AL-owcy rzadko posiadali aparaty, dziś dysponujemy niewieloma zdjęciami z tamtego okresu.

Otrzymaliśmy od „Karlika” polecenie udania się na III piętro i zajęcia pozycji bojowej. Po zabezpieczeniu okien workami z piaskiem i przyszykowaniu pozycji strzeleckich, obserwowaliśmy ul. Wolską i fabrykę Franaszka. (…) Nagle doszedł do naszych uszu warkot motorów. Po kilkunastu minutach ukazały się pierwsze samochody pancerne. Oficerowie lustrowali przez lornetki kamienice przylegające do ul. Wolskiej.

Na ten widok krew uderzyła nam do głowy. Chciałoby się plunąć ogniem w te znienawidzone twarze. Po kilku minutach usłyszeliśmy odgłos kroków, a później ujrzeliśmy pochylone postacie, idące z bronią gotową do strzału w kierunku Śródmieścia. Padł rozkaz: „Ognia!” Ze wszystkich stron otworzono do Niemców morderczy ogień, z bliższych pozycji poleciały granaty. Wśród Niemców powstało zamieszanie, jakby włożono kij w mrowisko. Padają pierwsze trupy i ranni. Słychać przekleństwa i rozkazy nakazujące przygotowanie kontrataku.

Piechota niemiecka podejmuje próby otworzenia, nie poprawia to jednak ich sytuacji. Niektórzy próbują chować się za młode drzewka, którymi wysadzona jest Wolska, inni usiłują wyważyć bramę fabryki Franaszka. Po półgodzinnym zmaganiu Niemcy wprowadzają do akcji czołgi. Nie posiadaliśmy broni przeciwczołgowej, jedyną nadzieją były butelki zapalające, można było je rzucać jedynie z bliska. Niemcy, jakby to przewidując, trzymali się w odpowiedniej odległości i rozpoczęli skomasowany ogień na nasze pozycje.

Pociski rozrywały zewnętrzny mur, a wdzierając się do wnętrza burzyły sufity i klatki schodowe. W pewnym momencie, chcąc zobaczyć, jak są ustawione czołgi, podpełzłem do okna. Trzeba trafu, że w tej chwili jeden z czołgów skierował lufę na nasze piętro. Było za późno na cofnięcie, padłem więc na podłogę przy oknie i w tej sekundzie pocisk rozerwał się poniżej okna, dosłownie po drugiej stronie muru przy którym leżałem.

Całe szczęście, że mur był gruby, poczułem tylko lekkie uderzenie w bok. (…). Ostrzeliwanie naszych pozycji trwało blisko dwie godziny, potem wszystko ucichło. Czekaliśmy, co będzie dalej. Leżąc patrzyliśmy ocalałą część sufitu, która przy powtórnych wybuchach mogła runąć. Po kilkunastu minutach czołgi odjechały. Wkrótce otrzymaliśmy rozkaz cichego wycofania się. Schodząc po porozrywanych schodach, wiszących dosłownie na włosku, zobaczyłem kilku zabitych kolegów.

Jeden z nich miał zerwaną górną pokrywę czaszki. W otwartych oczach widać było zastygłe cierpienie. Byli też ranni, m.in. „Mirek” – Lech Matawowski, dowódca 1 kompanii batalionu „Czwartaków”, „Janek” – Władymirski z Koła. Przeniesiono ich do szpitala na Lesznie, gdzie po upadku Woli zostali zamordowani przez Niemców. Po opuszczeniu młyna dotarliśmy do kwatery przy ul. Młynarskiej.

Jerzy Kurzela/ „Obrona młyna Michlera”, O Czwartakach AL, Warszawa 2003 (skróty redakcji).

JR.

Źródła:
A.Przygoński, Armia Ludowa w Powstaniu Warszawskim 1944, Warszawa 2008
Z. Sadkowska-Dąbrowska, Tu każdy kamień pachnie krwią, Warszawa 2003
J. Kędziora, Niektóre miejsca czynu zbrojnego AL i GL w II Wojnie Światowej (prezentacja multimedialna).
 
 
wolska bajkapowstancza wolaNasza Chłodnaparki wolikurier